To jest dość nietypowy raport, bo dotyczy bardzo ciekawego epizodu w ośrodku buddyzmu tybetańskiego.
Stoję na zewnątrz przy stupie-piecu, Geshe dosypuje z pojemnika jedzenie do ognia. Czuję napływającą do mnie moc, wypełnia mnie, prostuję się, rosnę, rozkładam skrzydła. Geshe dosypuje jedzenie do ognia. Zamykam oczy, widzę oczami umysłu pojawiające się i wyłaniające spod ziemi cienie-duchy. To są bardziej duchy przyrody, na pewno nie są ludzkie. Wyglądają jak ciemne pasma dymu, jak liście aloesu ze spiczastymi końcówkami, wiją się i poruszają jak dym czy wodorosty. Cieszą się, że Geshe ich karmi, są nasycone, czekają na to. Przychodzą tylko na to jedzenie. Stoją w kółku dookoła pieca i nas, ale nie wyczuwam ich za sobą, bo tam mam rozłożone skrzydła. Wzlatuję ponad moją głowę, oglądam scenę z góry. Wylatuję ponad las, szybki strzał ponad atmosferę Ziemi i powrót. Wyobrażam sobie powierzchnię gruntu jako szklaną taflę, skaczę w dół w głąb Ziemi, oglądam wszystko od spodu. Duchy-dymy wychodzą spod tafli, są wokół mnie. Wracam do ciała.
![]() |
![]() |
![]() |
Idziemy za Geshe do sali do gompy, Geshe siada z przodu po lewej stronie w rogu, ja z tyłu po lewej blisko krzeseł i ściany. Siedzę na poduszce w pozycji medytacyjnej. Zamykam oczy i obserwuję otoczenie oczami umysłu.
Geshe mantruje, intonuje modlitwy, gra na instrumentach: róg-trąbka, bębenek. Za szybą widzę te duchy-dymy, nie przekraczają linii okna, obserwują nas z zewnątrz, przykładają do szyb twarze, wyglądają jak pyski ciekawskich lisów, takie rozpłaszczone i przyklejone. Duchy mają ciekawskie usposobienie.
Rozglądam się po całkowicie pustej sali oczami umysłu. W centrum z przodu odbieram obecność olbrzymiego posągu grubego buddy, sięga aż do sufitu ponad antresolę, jest połyskujący, raczej metalowy, złotego koloru. Przed nim w półkolu siedzą mnisi z ogolonymi głowami i w pomarańczowych szatach. Są żywymi ludźmi, obecni w teraźniejszości, ale gdzieś indziej. Odnoszę wrażenie, że 2 różne miejsca w przestrzeni 3D są połączone w 1. Na końcu po prawej siedzi mnich, który nagle staje się świadomy mojej obecności, wierci się, ogląda w moim kierunku. Mam zamknięte oczy, uśmiecham się do niego i nic więcej nie robię. Mnich jest wyraźnie poruszony i być może zdezorientowany, że mnie zobaczył. Zostawiam ich w spokoju, chociaż cały czas widzę ich w sali.
Zwracam uwagę na Geshe. Podczas rytuału obok niego wyczuwam 2 istoty, które grzeją się w jego cieple, są w odległości ramienia lub nawet dłoni, ale się z nim nie stykają. Wyglądają jak nagie kobiety z dojrzałymi piersiami, mają łyse głowy. Kiedy mnie zauważają, wyszczerzają długie ostre zęby w geście groźby i niezadowolenia. Ja nadal siedzę, wysyłam im światło ze Źródła, uruchamiam też czakrę serca i wysyłam w ich kierunku energię miłości w formie rozszerzającego się lejka. Kiedy energia do nich dolatuje, zaczynają się przerzedzać, rozpuszczać i znikają. Geshe zostaje sam.
Na podłodze widzę poruszające się istoty, wyglądają jak dywan z żywych węży, przemieszczają się, ale są płasko. Pełzną od tyłu sali do przodu. Są jak ciastko z kruszonką z filmu Indiana Jones 🤣.
W powietrzu widzę fruwające długie duchy jak flagi, są podobne do smoków. Latam sobie z nimi w tę i z powrotem, robimy wspólnie zawijasy, ósemki, wzlatujemy pod sufit i spadamy w dół, taka powietrzna zabawa. Smoki są widoczne tylko w pewnej specyficznej częstotliwości (wibracji), kiedy się do nich specjalnie dostrajam. "Normalnie" widzę tylko grubego złotego buddę i siedzących mnichów.
![]() |