To jest moja wizja z pomieszczenia wewnątrz starego budynku przy Wiśle na Pradze w Warszawie. Wcześniej przebiegała tu linia Kolei Jabłonowskiej, zamknięta niedługo po wojnie.
Siedzę z zamkniętymi oczami, źle się tu czuję, nie rozumiem skotłowanych i chaotycznych energii, które mnie otaczają. Staram się wyczuć, o co tu chodzi. Dopiero po dłuższym czasie wszystko klaruje się w mojej głowie i zaczynam odczuwać spokój. Najpierw widzę dziesiątki czy nawet setki stłoczonych szarych dusz, są chude, wymarniałe, zakurzone, mają spuszczone głowy, szare płaszcze i czapki robotnicze. Kojarzę ich jako robotników ze starej fabryki z czasów II W. Św. Ludzie ci są zniewoleni, przepędzani z jednego miejsca w drugie, może transportowani. Czują się tak samo, jak wyglądają: szara, stłoczona masa. Na terenie budynku i wokół niego nie wyczuwam energii śmierci, nie ma tu też żadnych cmentarzy, dusze tylko przychodzą i odchodzą.
W pomieszczeniu identyfikuję jedną prawdziwą (żyjąca) osobę, za którą podąża "korowód dusz": również szarych i bezwolnych, niemal jak zombie. Są jeszcze mniej świadome niż ten cały tłum dusz dookoła. Wydają się całkowicie zależne od osoby, za którą się ciągną w długiej kolejce, a ona jest chyba zadowolona, że ma tylu wielbicieli i czerpie z tego jakąś korzyść.
Próbuję się porozumieć z otaczającymi mnie duszami, ale one mnie nie rozumieją, nie mają wyższej świadomości, zachowują się jak bezmyślne ćmy lecące do świecącej lampy, tylko nie do tej, co trzeba. Moje próby uświadomienia im, że mogą opuścić to miejsce, że ich czasy się dawno skończyły i że mogą już pójść do boskiego światła, spełzają na niczym. Nie chcę na siłę i wbrew nim ingerować w ich los, nie chcę też wtrącać się w relacje pomiędzy wspomnianą osobą a jej korowodem.
Otaczam się światłem ze Źródła, rozkładam swoje niefizyczne skrzydła i macham nimi w kierunku tłumu dusz, tworzę taki "duchowy wiatr", który zdmuchuje z nich szary pył. Ci, którzy stoją najbliżej mnie, stają się najpierw przezroczyści, a potem zaczynają trochę świecić, wracają im też na chwilę żywe kolory. Nie trwa to jednak zbyt długo, po chwili znów są jak szare ćmy.
Ponieważ znam trochę historię tego budynku i wiem, że właściciel próbuje go "odczarować" i szuka pomocy, dlatego zależy mi na tym, by polepszyć lokalną energię. Przychodzi mi do głowy, że mogę delikatnie przekierować ten tłum dusz, że, bez względu na to, skąd i dokąd podążają. Ja im tylko zmienię trasę, by przechodziła nie przez środek, a obok budynku. Najbezpieczniejszym miejscem jest sama rzeka Wisła i właśnie do jej koryta ich przesuwam. Od tej pory, kiedy przybędą nowe partie wędrujących dusz, będą omijać budynek.
Prawdopodobnie część tych szarych dusz bezwiednie "przykleja się" do innych żywych ludzi i pobiera od nich energię, są jak bezmózgie pijawki. Przynajmniej w jednym przypadku trzeba było porządnie oczyszczać żyjącą osobę, bo przez następne dni po wizycie w tym budynku odczuwała zjazd energetyczny i inne negatywne skutki.